Drezyną do Rudki!
Siedmiu Wspaniałych Doktorków zdobyło w sobotę 31 sierpnia 2024 r., Rudkowskie wzgórze z jego słynnym, historycznym "Sanatorium dla piersowo chorych" z 1908 r. (dziś Szpital im. dr. Teodora Dunina - wspaniałego lekarza, pomysłodawcy powstania Sanatorium oraz orędownika jego budowy i jednocześnie jego darczyńcy).
Zdobycie odbyło się oczywiście z użyciem naszych rowerowych jednośladów, ale także, co było celem naszej wycieczki, rowerowej drezyny, która stanowi wyjątkową atrakcję tego miejsca. Drezyna jednośladem co prawda już nie jest, bo wykorzystuje tory kolejowe jako trasę swojego kursowania, ale mrozowsko-rudkowska drezyna wykorzystuje tory nie bylejakie! To zrekonstruowany szlak, jaki od początku budowy Sanatorium w Rudce, tj. od 1902 r. aż do 1967 r. , pokonywał historyczny tramwaj konny, przewożący najpierw materiały budowlane, a następnie pierwszych kuracjuszy i odwiedzających to miejsce. W sobotę to my przejęliśmy rolę "koni napędowych" i spróbowaliśmy swoich sił na tych "kolejowych rowerach"! Zadanie mieliśmy nieco ułatwione, bowiem drezyny mają także opcję elektrycznego wspomagania, którego nie omieszkaliśmy przetestować. Czy wspomnieliśmy już, że Rudka położona jest o ok. 17 m wyżej niż stacja kolejowa w Mrozach? No właśnie.
Przejażdżka była wspaniała. Zieleń drzew i krzewów Rezerwatu Przyrody Rudka Sanatoryjna, przez który wiodą tory, wiatr we włosach, fachowe porady i opowieści opiekunów drezyn, m.in. p. Tomasza Żurawskiego oraz przyjemny stukot, szurgot i przeskoki drezyny na zakrętach sprawiły, że jest to coś, co koniecznie polecamy zaliczyć! Niezapomniane wrażenia za jedyne 10 zł od osoby!
Dzień upłynął szybko, mimo, ze pokonaliśmy ok. 100 km tego dnia. Trasa przez Kotuń (z przystankiem przy tężni solankowej oraz kotuńskim globusie), a potem już na powrocie, przez Kałuszyn (z odwiedzinami u Złotego Ułana oraz kałuszyńskiego koziołka) zleciała niewiadomo kiedy, mimo, że ostanie kilometry przypominały naszym nadgarstkom, barkom i pupom o tym, ile ich już w sumie jest na liczniku.
Podsumowując: wspaniała wyprawa (nie tylko kilometrażowo), fantastyczna atmosfera i rozmowy na trasie oraz przystankach, a na deser zaskakujące drezyny. Czego rowerowy turysta może chcieć więcej? Chyba tylko kolejnej wycieczki!
Dziękujemy uczestnikom i spotkanym osobom, które uświetniły dla nas ten dzień*
Komandorzy wycieczki: Natalka Zyśk i Adrian Cymerman
*Po drodze poznaliśmy twórcę i właściciela "Ławeczki dla strudzonego przechodnia i dla zakochanych, którym do domu nie spieszy się", znajdującej się w Kępie - instalował na niej (także dla nas, bo nam się przecież często nie spieszy) nowy dach! Dodatkowo zapowiedział, że planuje uruchomić nieduży, sezonowy sklepik ze swojskimi wyrobami! Super! Pozdrawiamy i czekamy na otwarcie!